Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/165

Ta strona została uwierzytelniona.
—   161   —


z liści od sałaty. Kartofle były niedogotowane, bo się z nimi spieszyła, żeby nie czekały szparagi. Blanc-manger zbiło się w masę, a poziomki okazały się niedojrzałe.
— Mogą jeść pekeflejsz i chleb z masłem, jeżeli głodni, tylko żałuję, żem się daremnie przemęczyła cały ranek, — myślała Ludka, dzwoniąc na obiad o pół godziny później jak zwykle. Zgrzana, zmęczona, znękana, patrzyła na ucztę przygotowaną dla Artura, przyzwyczajonego do wykwintu, i dla panny Crocker, której ciekawe oczy spostrzegały zaraz ujemności, a gadatliwy język roznosił wszystko po świecie.
Biedna Ludka byłaby się chętnie schowała pod stół, gdy kosztowano jedną potrawę po drugiej, a żadnej nie można było jeść. Amelka chichotała, Małgosia miała zrozpaczoną minę, panna Crocker wykrzywiała wzgardliwie usta, Artur jaknajwięcej śmiał się i rozmawiał, żeby nadać wesoły ton tej śmiesznej scenie. Najwięcej liczyła Ludka na owoce, ocukrzyła je bowiem dobrze i przygotowała do nich garnuszek śmietanki. Twarz ochłonęła jej trochę, i odetchnęła z głębi piersi, gdy ładne kryształowe talerzyki obchodziły wkoło, i wszyscy mile spoglądali na różowe wysepki, pływające w morzu ze śmietanki. Panna Crocker skosztowała pierwsza, ale skrzywiła się okropnie i czemprędzej napiła się wody. Ludka, która nie chciała jeść tych poziomek z obawy, że ich zabraknie, bo znikły bardzo po obraniu z korzonków, patrzyła na Artura; jadł odważnie, chociaż wykrzywiał trochę usta i oczy spuszczał w talerz. Amelka zamiłowana w przysmakach wzięła naładowaną łyżkę, drgnęła, schowała twarz w serwetę i spiesznie wstała od stołu.