lekcję ulubieńcowi króla, objeżdżał miasto i rozglądał się za piękną twarzą, którą widział nieraz we śnie, lecz nigdy na jawie. Pewnego dnia na jakiejś cichej ulicy, w zrujnowanym zamku, zobaczył w oknie te urocze rysy. Rozradowany, spytał kto tam mieszka, odpowiedziano, że kilka księżniczek jest uwięzionych za pomocą czarów, i cały dzień przędą, żeby zebrać pieniądze i kupić sobie wolność. Ksiażę silnie zapragnął je wyzwolić, ale będąc ubogim, mógł tylko przejeżdżać codzień, przyglądając się lubej twarzy i tęsknić za chwilą, kiedy ją zobaczy w blasku słonecznym. Nareszcie postanowił wejść do zamku i zapytać, w jaki sposób może im dopomóc. Poszedł i zapukał, — wielka brama otworzyła się na oścież i ujrzał... —
— Prześliczną damę, która wykrzyknęła za radością „Nakoniec!“ — ciągnęła dalej Kasia, oczytana we francuskich romansach i rozmiłowana w ich stylu.
— To ona! — zawołał hrabia Gustaw i padł jej do nóg w radosnem uniesieniu. — Ach, powstań! — rzekła, wyciągając rękę marmurowej białości. — Nie wstanę, póki mi nie powiesz, w jaki sposób mogę cię uwolnić, — przysięgał książę, klęcząc ciągle. — Niestety, srogi los skazał mię na to więzienie, póki mój tyran nie zostanie zgładzony ze świata. — Gdzie jest ten nikczemnik? — W błękitnej sali; idź, zacny człowieku i wyrwij mnie z rozpaczy. — Odchodzę, i wrócę zwycięski lub nieżywy. Po tych przeszywających słowach wybiegł i otwierając drzwi od błękitnej sali miał wejść, kiedy uderzył go gruby leksykon grecki, którym rzucił na niego pewien jegomość w czarnem ubraniu, — rzekł Ned. Natychmiast pan „Jak-się-nazywa“ przyszedł do siebie, wyrzucił tytana przez okno i powrócił do damy z trjumfem, lecz i z guzem na czole. Zastawszy drzwi zamknięte, podarł firanki na ka-