Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/186

Ta strona została uwierzytelniona.
—   182   —


polu, — rzekła Amelka, gdy Salusi przebrało się już pomysłów. Małej dziewczynce żal się ich zrobiło i zapytała pewnej staruszki, jakim sposobem mogłaby ich wskrzesić?
Twoje gęsi ci to powiedzą, — odparła stara. Zapytała je zatem z czego ma zrobić nowe głowy w miejsce utraconych, a całe stado otworzywszy dzioby, krzyknęło:
— Z kapusty! prędko dopowiedział Artur. — Dobra myśl! — odparła dziewczynka i pobiegła do ogrodu po pięknych dwanaście sztuk. Jak tylko je przyłożyła, książęta zaraz ożyli, podziękowali, poszli w drogę z radością i nigdy się nie dowiedzieli o zamianie, bo tak wiele było podobnych głów na świecie, że nie zwracali uwagi. Nasz książę wrócił szukać pięknej damy, lecz dowiedziawszy się, że wyprzędła sobie wolność i ma wyjść zamąż, bardzo się zasmucił, i siadłszy na źrebca, który go nie odstępował, podążył do zamku, żeby się przekonać o stanie rzeczy. Zajrzawszy przez płot, zobaczył królowę swych uczuć, zrywającą kwiaty w ogrodzie. Czy dasz mi pani różę? — powiedział. — Musisz wejść i sam ją wziąć; ja nie mogę pójść do ciebie, bo to byłoby nieprzyzwoicie — rzekła z miodową słodyczą. Spróbował przeskoczyć płot, który się zdawał coraz gęstszy i gęstszy; rozpacz go ogarniała, lecz cierpliwie odłamywał gałęzie jedną po drugiej, i nareszcie zrobił mały otwór, przez który zajrzał, mówiąc błagalnie: — Wpuść mię! wpuść! — lecz piękna księżniczka zdawała się nie rozumieć, bo rwała róże spokojnie, nie przeszkadzając mu w torowaniu sobie drogi. Czy się ta praca powiodła, opowie nam Franuś.
— Nie mogę, nie należę do gry; ja nigdy nie należę do gier; — powiedział Franuś, nie mający chęci wypro-