Pani March przerwała milczenie, panujące po słowach Ludwisi, mówiąc swym wesołym głosem:
— Czy pamiętacie jakeście się bawiły w pielgrzymki, będąc małemi dziewczynkami? Nic was tak nie cieszyło jak kiedy każdej uwiązałam na szyi worek na ładunki, dałam kapelusz, kij i zwitek papieru, i pozwoliłam wędrować po całym domu — od piwnicy, która była „Grodem zniszczenia“ aż do dachu, gdzie składałyście wszystkie swe ładne rzeczy, aby stworzyć „Gród niebiański.“
— Jakież to było zabawne, zwłaszcza kiedyśmy się wybierały na lwy, na walkę z Apollyonem i z wilkołakami, które znajdowały się w dolinie — rzekła Ludka.
— Lubiłam miejsce, gdzieśmy zdejmowały ładunki i ciskały ze schodów, — odezwała się Małgosia.
— A dla mnie najlepsza chwila była, kiedyśmy wychodziły śpiewając z radości wśród promieni słońca, na płaski dach, gdzie były kwiaty, krzewy i inne ładne rzeczy — powiedziała Eliza z uśmiechem, jakgdyby te lube czasy powróciły dla niej.
— Ja niewiele pamiętam prócz tego, żem się bała piwnicy i ciemnego wejścia, ale zato lubiłam ciastka i mleko, któreśmy znajdowały na dachu. Gdyby nie to, żem za duża na takie rzeczy, chętniebym się jeszcze w to bawiła, — rzekła Amelka, która zaczynała mówić o porzuceniu dziecinnych rozrywek w poważnym wieku lat dwunastu.
— Nie jesteśmy na to nigdy za duże, moja droga, bo w ten lub w inny sposób zawsze się w to bawimy. Nasze ładunki są tu, droga jest przed nami, a dążenia do doskonalenia się i do szczęścia są to przewodnicy, którzy nas wiodą przez liczne troski i pomyłki do spokoju, stanowiącego prawdziwy „Gród Niebiański.“ A więc moje