brzydkich bawołów, — powiedzała, szukając ratunku na łące i w ulubionej książce Ludki, napisanej dla chłopców.
Wzmianka o bawołach ożywiła rozmowę, i Eliza, chcąc rozerwać biedaka, zapomniała o sobie tak dalece, że nie widziała jak siostry cieszą się i dziwią tym niezwykłym widokiem, że rozmawia z jednym ze starszych chłopców, przeciw którym prosiła o opiekę.
— Poczciwe serce, przez litość zajmuje się nim! — powiedziała Ludka, spoglądając na nią z placu, gdzie grano w krokieta.
— Ja zawsze mówiłam, że to mała święta, — odrzekła Małgosia takim tonem, jakgdyby to nie podlegało wątpieniu.
— Dawno nie słyszałam Franusia śmiejącego się tak dużo, — powiedziała Gracja do Amelki, podczas gdy rozmawiały o lalkach i wyrabiały z żołędzi kubki do herbaty.
— Moja siostra Eliza ma dużo dowcipu jak jej przyjdzie humor, — powiedziała Amelka ucieszona jej powodzeniem.
Zaimprowizowany cyrk, lis i gęsi, oraz przyjacielska gra w krokieta, uwieńczyły popołudnie. O zachodzie słońca namiot został rozebrany, kosze upakowane, obręcze wykopane z ziemi, statki naładowane, i nasza gromadka popłynęła śpiewając na całe gardło. Ned zrobił się sentymentalnym i zaśpiewał serenadę, z tą myślącą zwrotką:
Bolesny ciężar duszę mą przygniata,
Jestem samotny wśród całego świata.
A przy tych słowach:
Dlaczegoż kiedy w sercach wrą uczuć płomienie,
Los okrutny skazuje nas na oddalenie!
Spoglądał na Małgorzatę z tak uczuciową fizjono-