górek — i odgrywamy role pielgrzymek, jak przed laty. Miejsce to nazywa się „Rozkoszną górą“, bo można daleko sięgać okiem i widzieć okolicę, gdzie się spodziewamy kiedyś mieszkać, rzekła Ludka, wskazując palcem; Artur usiadł, żeby się przyjrzeć, i przez wycięte drzewa ujrzał szeroko rozlaną niebieskawą rzekę po drugiej stronie łąki, dalej zarysy wielkiego miasta i zielone góry, sięgające niebios. Słońce zachodziło, i obłoki czerwieniły się od jego jesiennych blasków, złociste i purpurowe obłoki opierały się na szczytach gór, i srebrzyste wierzchołki, wznoszące się wysoko w jaskrawem świetle, błyszczały jakby napowietrzne szczyty niebiańskiego grodu.
— Jakie to cudowne, rzekł Artur z cicha, bo wrażliwy był na wszelkie piękno.
— Często tak bywa, i z przyjemnością przyglądamy się, bo widok nigdy się nie powtarza, a zawsze jest wspaniały, — odpowiedziała Amelka, żałując, że tego nie może wyrysować.
— Ludka mówi o tej wsi, gdzie mamy nadzieję kiedyś mieszkać, o prawdziwej wsi, z krowami, kurczętami i sianozbiorem. To byłoby miłe! alebym chciała, żeby się już stało rzeczywistością, i żebyśmy mogły tam jeździć — powiedziała Eliza z zamyśleniem.
— Jest jeszcze piękniejsze miejsce, gdzie udamy się kiedyś, jak na to zasłużymy, — odpowiedziała Małgosia słodkim głosem.
— Tak długo trzeba na to czekać, tak ciężko pracować! Jabym chciała wzlecieć zaraz, jak te jaskółki i wnijść w te wspaniałe podwoje.
— Wnijdziesz tam, Elizo, prędzej czy później, nie bój się, — powiedziała Ludka — co do mnie, wolałabym
Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/201
Ta strona została uwierzytelniona.