Małgosia zarumieniła się za gałązką paproci, lecz nie spytała o nic i patrzyła za rzekę z tym samym wyrazem oczekiwania, jaki przybrał pan Brooke, opowiadając historję o księciu.
— Jeżeli będziemy żyli za dziesięć lat, zejdźmy się, aby się przekonać czy się komu ziściły życzenia, lub o ile się kto zbliżył do swego celu, — rzekła Ludka, mająca zawsze na pogotowiu jakiś plan.
— Boże mój! jakaż ja będę stara! dwadzieścia siedem lat! — wykrzyknęła Małgosia, która się już uważała za dorosłą, jako siedemnastoletnia panna.
— My oboje będziemy mieli po dwadzieścia sześć lat, Arturze; Eliza dwadzieścia cztery, a Amelka dwadzieścia dwa! jakie szanowne grono! — odezwała się Ludwisia.
— Spodziewam się, że do tego czasu uczynię co zaszczytnego, ale takim ociężały, że się boję, moja Ludko, czy nie przepróżnuję życia.
— Mama mówi, że ci potrzeba podniety, ale gdy ją znajdziesz, z pewnością będziesz doskonale pracował.
— Doprawdy? Na Jowisza, stanie się tak, nie inaczej, jeżeli znajdę sposobność! — wykrzyknął Artur, siadając z nagłą energją. „Powinienem być zadowolony z losu, żeby dogodzić dziadkowi, spróbuję, ale wiecie, że to przeciwne mojej naturze i będzie mnie wiele kosztować. Jego życzeniem jest, bym został indyjskim kupcem, jak on sam był, a ja wolałbym się raczej zastrzelić! Nienawidzę herbaty, jedwabi, korzeni i rozmaitych rupieci, sprowadzanych na jego starych okrętach i nie dbałbym o to czy pójdą na dno, gdybym je posiadał. Należałoby mu poprzestać na tem, że wstąpię do kolegjum, bo jeżeli mu poświęcę cztery lata, to niechże mię za to uwolni od handlu; ale się uparł, i ja tak zrobię, aż nakoniec zerwę z nim stosunki i będę żył
Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/205
Ta strona została uwierzytelniona.