Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/207

Ta strona została uwierzytelniona.

chetny, cierpliwy i dobry, o ile to jest tylko w mocy człowieka.
— To prawda, — rzekł Artur serdecznie, gdy Małgosia umilkła z rozpaloną twarzą po swem poważnem dowodzeniu. — Jakie to podobne na mego dziadka, że się wszystkiego dowie, nie dając mu tego poznać, i rozgłasza jego przymioty, żeby go ludzie kochali. Brooke nie umiał sobie wytłumaczyć, dlaczego wasza matka jest tak dobrą dla niego, zaprasza go wraz ze mną i obchodzi się z nim tak przyjaźnie, jak to jest jej pięknym zwyczajem. On też widzi w niej doskonałość, codzień ją wspomina i nad wami się unosi także. Jeżeli moje marzenia urzeczywistnią się kiedy, to zobaczycie co dla niego zrobię.
— Zacznij od tego, by go nie dręczyć teraz, — rzekła cierpko Małgosia.
— Skąd wiesz, że się tego dopuszczam, moja panno?
— Odgaduję z jego twarzy, jak odchodzi do domu. Jeżeliś się dobrze zachował, ma zadowoloną minę i prędko idzie; jeżeliś go wymęczył, surową ma twarz i powolny chód, jakgdyby go brała ochota wrócić i poprawić swe dzieło.
— To mi się podoba! więc utrzymujesz rachunek moich dobrych i złych znaków na twarzy Brookeʻa, czy tak? Uważałem, że się kłania i uśmiecha przechodząc koło waszych okien, alem nie sądził, żeście sobie urządzili telegraf.
— Nie mamy żadnego, nie gniewaj się i pamiętaj nie mówić mu tego! Chciałam ci tylko dowieść, że dbam o twe postępki, i powiedziałam to w zaufaniu! — wykrzyknęła bardzo zalękniona o skutki, jakie mogłyby wyniknąć z jej niebacznych słów.
— Nigdy nie roznoszę plotek, — odparł Artur, strojąc