Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/208

Ta strona została uwierzytelniona.

imponującą minę, tak nazywała Ludka pewien wyraz jego twarzy, — tylko jeżeli Brooke ma być termometrem, muszę się mieć na baczności i zawsze mu nastręczać piękną pogodę.
— Proszę cię, nie obrażaj się; nie chciałam ci morałów prawić i przestrzegać cię niedorzecznie, tylko mi się zdawało, że cię Ludka zachęca do trwania w uczuciu, któregobyś żałował później. Takiś dobry dla nas, że cię mamy za brata i mówimy wszystko, co nam przejdzie przez myśl. Daruj mi, bo miałam dobre chęci. — Mówiąc te słowa, podała mu rękę przyjaźnie lecz nieśmiało.
Zawstydzony chwilowem rozdrażnieniem, schwycił Artur życzliwą rączkę i rzekł szczerze:
— To ja raczej poproszę o przebaczenie; jestem cierpki z natury, a dziś od rana byłem nieswój, ale mi się to podoba, żeś mi wytknęła winy, jak siostra. Nie uważaj na to, żem szorstki, bo się pod tą powłoką kryje wiele wdzięczności.
Chcąc okazać, że nie jest obrażony, starał się być bardzo usłużny; przecinał bawełnę dla Małgosi, deklamował wiersze dla Ludki, strząsał szyszki dla Elizy, pomagał Amelce układać paprocie, a to wszystko na dowód, że warto go przypuszczać do „Stowarzyszenia pracowitych pszczółek“. Gdy wiedli ożywioną rozmowę o domowych zwyczajach synogarlic, (jedna bowiem z tych miłych istotek przybłąkała się właśnie od strony rzeki) słaby głos dzwonka ostrzegł, że Anna postawiła herbatę, żeby „naciągnęła“, i że im czas dążyć na kolację.
— Czy mi będzie wolno tu przychodzić? — spytał Artur.
— Odpowiem ci jak małemu chłopczykowi: jeżeli