cicho ze schodów, pozwalając swym przyjaciołom, by jej pogryźli pióra i skosztowali atramentu.
Ubrała się w kapelusz i kaftanik, jak mogła najciszej, i przez tylne okno wymknęła się na dach niskiego portyku; następnie zsunęła się po odarnionej pochyłości i poszła krętą ścieżką ku drodze. Tam ochłonęła, wsiadła w omnibus i pojechała do miasta z miną bardzo wesołą i tajemniczą.
Gdyby jej się kto przyglądał, wydałaby mu się bardzo dziwaczną; wysiadłszy, szła wielkim krokiem, póki nie znalazła pewnego numeru na pewnej ruchliwej ulicy. Potem z niejaką trudnością weszła w korytarz, spojrzała na brudne schody, i postawszy chwilkę, — nagle wyskoczyła znów na ulicę i uciekała równie prędko jak przyszła. Powtarzało się to kilka razy, ku wielkiej uciesze czarnookiego młodzieńca, który się przyglądał z przeciwległego okna. Za trzecim powrotem zapanowała nad sobą, nasunęła na oczy kapelusz i weszła na schody z taką miną, jakgdyby jej miano wyrwać wszystkie zęby.
Przy wejściu, pomiędzy innemi znakami, był napis dentysty, i ów młody gentleman, popatrzywszy chwilę na parę sztucznych szczęk, które się zwolna otwierały i zamykały, żeby ściągnąć uwagę na szereg pięknych zębów, ubrał się w płaszcz, wziął kapelusz, zeszedł na dół i stanął naprzeciwko w korytarzu, myśląc sobie z uśmiechem, chociaż go dreszcz przechodził.
— Jakże to na nią podobne, że przyjechała tu sama! ale jeżeli się ból da we znaki, to będzie potrzebowała kogo, coby ją odwiózł do domu.
W dziesięć minut, Ludka zbiegła ze schodów bardzo zaczerwieniona i widoczne było, że przeszła jakąś ciężką próbę. Zobaczywszy młodego gentlemana, wcale się nie
Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/211
Ta strona została uwierzytelniona.