Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/212

Ta strona została uwierzytelniona.

ucieszyła i minęła go z ukłonem; ale on przystąpił, pytając ze współczuciem:
— Czy to była wielka przykrość?
— Nie bardzo.
— Prędko się załatwiłaś.
— Dzięki Bogu.
— Czemuś przyjechała sama?
— Nie chciałam, żeby kto wiedział.
— Dziwne z ciebie stworzenie! Ilu się pozbyłaś?
Ludka spojrzała na przyjaciela, jakgdyby nie rozumiejąc go; lecz po chwili parsknęła śmiechem.
— Chciałam się pozbyć dwóch, ale muszę zaczekać jeszcze tydzień.
— Czego się śmiejesz? Spłatałaś jakiegoś figla, Ludwisiu! — rzekł zaciekawiony.
— To prędzej ty, mój panie. Cóżeś tam robił w bilardowej sali?
— Przepraszam panią, to nie bilardowa sala, tylko gimnazjum, i brałem lekcję fechtunku.
— Cieszy mię to.
— Dlaczego?
— Bo mię nauczysz tej sztuki, a potem będziemy mogli grywać Hamleta. Ty będziesz Laertesem, i pięknie przedstawimy scenę z bronią.
Artur wybuchnął tak serdecznym i młodym śmiechem, że kilku przechodniów uśmiechnęło się mimowoli.
— Nauczę cię w każdym razie, czy będziemy grać Hamleta lub nie, bo to bardzo zabawne i znakomicie wzmacnia siły; ale nie sądzę, żebyś z tej tylko przyczyny powiedziała w tak stanowczy sposób: „cieszy mię to“; przyznaj prawdę, czy nie miałaś innej?
— Ucieszyłam się, żeś nie był na bilardzie, bo się