spodziewałam, że nie chodzisz w takie miejsca. Czy chodzisz?
— Nie często.
— Chciałabym, żebyś wcale nie chodził.
— Niema w tem złego, Ludko. Mam przecież bilardy w domu; ale to bawi wtenczas tylko, gdy się ma dobrych graczy. Ponieważ lubię grać, przychodzę czasem na partję z Nedem Moffatem lub z inną młodzieżą.
— Ach, mój drogi, tak mi przykro, bo zaczniesz to coraz bardziej lubić, będziesz tracił czas i pieniądze, i taki się zrobisz jak ci szkaradni chłopcy. Miałam nadzieję, że cię będą mogły szanować i kochać osoby, które blisko obchodzisz, — rzekła, potrząsając głową.
— Alboż młody chłopiec nie może czasem używać trochę niewinnej rozrywki bez utraty szacunku? — zapytał Artur z urażoną miną.
— Zależy od tego, w jaki sposób i w jakiem miejscu jej używa. Nie lubię Neda i jego towarzyszy i chciałabym, żebyś się od nich usunął. Mama nie życzy sobie, żeby u nas bywał, chociaż on tego pragnie, więc jeżeli się wykierujesz tak samo, to nam nie pozwoli bawić się z tobą.
— Nie pozwoli? — spytał się Artur niespokojnie.
— Z pewnością; mama nie znosi modnych paniczów, i zamknie nas raczej w pudełkach nim przystanie, byśmy się z nimi zadawały.
— Nie potrzebuje wydobywać tych pudełek, bo nie jestem modnym światowcem, i nie myślę nim zostać; ale czasem lubię pohulać nieszkodliwie.
— Ja także; niema w tem nic złego, hulaj sobie, ale nie zdziczej, — dobrze? bo inaczej będzie koniec naszym zabawom. Bądź naturalnym, uczciwym, zacnym chłopcem, to cię nigdy nie odstąpimy. Nie wiem coby się ze mną stało,
Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/213
Ta strona została uwierzytelniona.