za ubogiego, — odrzekła Ludka mrugając na Artura, który znakami ją ostrzegał, żeby ostrożną była w słowach.
— Za nikogo nie pójdę, — powiedziała Małgosia, odchodząc z wielką godnością; tamci dwoje szli za nią, śmiali się, szeptali, ciskali kamieniami, zupełnie „jak małe dzieci“, przynajmniej tak myślała Małgosia. Chociaż ją coś ciągnęło do nich, nie mogła jednak ulec pokusie, mając na sobie najładniejszą suknię.
Przez parę tygodnie zachowanie Ludki było tak szczególne, że siostry nie mogły się wydziwić. Biegła żywo do drzwi, ile razy listonosz zadzwonił; szorstko odzywała się do pana Brooke; przyglądała się Małgosi z rozżaloną twarzą; czasem przyskakiwała, żeby ją szarpnąć, to znów całowała jakoś tajemniczo. Z Arturem dawali sobie znaki, zamieniali niezrozumiałe słowa, aż nareszcie zawyrokowały dziewczęta, że oboje stracili rozum. Drugiej soboty, po owym dniu, kiedy Ludka wyszła oknem, Małgosia siedząc nad szyciem zgorszyła się, że Artur gonił Ludkę po całym ogrodzie i wreszcie schwytał ją w altanie Amelki. Co się tam działo, nie mogła widzieć, ale dochodziły ją wybuchy śmiechu, potem szmer głosów i szeleszczenie gazetami.
— Co tu począć z tą dziewczyną? ona się nigdy nie zechce zachować, jak przystoi panience, — rzekła Małgosia z westchnieniem, przyglądając się wyścigom z niezadowoloną twarzą.
— Cieszy mię ta nadzieja, że się nie zmieni, bo taka wesoła i miła! — powiedziała Eliza nie zdradzając przykrości, iż Ludka ma tajemnice z kimśkolwiek prócz niej.
— To bardzo nieprzyjemne, ale jej nigdy nie uczynimy comme il faut, — dodała Amelka, zajęta szyciem nowych fryzek i uczesana w pięknie upięte warkocze, a z
Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/219
Ta strona została uwierzytelniona.