wróciła do domu! — wykrzyknęła Eliza, łkając.
— Biedaczko! jakie to było straszne dla ciebie! należało mi pójść samej, — powiedziała Ludka i usiadłszy w wielkim fotelu matki, ze skruszoną twarzą wzięła siostrzyczkę na kolana.
— To nie było straszne, Ludko, tylko takie smutne! Odrazu spostrzegłam, że jest słabsze, ale Karolinka powiedziała, że matka poszła do doktora, więc wzięłam dziecko, żeby ona wypoczęła. Zdawało się, że śpi, lecz nagle wydało krótki krzyk, drgnęło, a potem leżało bardzo spokojnie. Próbowałam rozgrzać nóżki, a Karolinka dawała mu trochę mleka, ale się nie poruszyło, i poznałam, że nie żyje!
— Nie płacz, droga! I cóżeś zrobiła?
— Siedziałam, trzymając dziecko ostrożnie, dopóki Humlowa nie przyszła z doktorem. Powiedział, że umarło, i obejrzał Heinricha i Minnę chorych na gardło.
— To szkarlatyna, moja pani, trzeba mię było wcześniej wezwać, — rzekł szorstko.
Humlowa powiedziała mu, że będąc ubogą, sama próbowała wyleczyć dziecię, ale teraz już za późno, więc prosi tylko o pomoc dla dwojga żyjących i liczy na miłosierdzie ludzkie, żeby mu zapłacić. Uśmiechnął się wtenczas i stał się uprzejmiejszy, ale bardzo tam było smutno, i płakałam z niemi, aż nagle obrócił się, kazał mi pójść do domu, i wziąć zaraz belladonny, bo inaczej dostanę szkarlatyny...
— Nie dostaniesz! — wykrzyknęła Ludka, ściskając mocno siostrę z przestraszoną twarzą.
— Ach, Elizo, gdybyś miała chorować, nigdybym sobie nie darowała! cóż my poczniemy?
— Nie lękaj się, może to nie ciężka będzie choroba. Zajrzałam do książki mamy, i zobaczyłam, że się zaczyna
Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/249
Ta strona została uwierzytelniona.