Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/253

Ta strona została uwierzytelniona.

Małgosia i Ludka zbiegły na dół, żeby się przyjrzeć cudowi, a Amelka, której się zdawało, że nabiera wielkiego znaczenia, i że się poświęca, obiecała pójść do ciotki, jeżeli doktór powie, że Eliza będzie chora.
— Jak się ma to drogie dziecko? — spylał Artur, bo Eliza była jego pieszczotką, i więcej czuł niepokoju, niż go okazywał.
— Leży na łóżku mamy i lepiej się czuje. Śmierć tego dziecięcia zrobiła na niej wrażenie, i musiała się zaziębić biedna siostrzyczka; Anna tak samo sądzi, ale wydaje się tak osłabioną, że mię to zatrważa, — powiedziała Małgosia.
— Jakże męczący jest świat! — rzekła Ludka, nastrzępiając sobie włosy niecierpliwie. — Zaledwie wydobyłyśmy się z jednego zmartwienia, następuje drugie. Niema się nawet na kim wesprzeć, odkąd mama pojechała; tak mi też jest, jakgdyby mną kołysało morze.
— Nie rób że ze siebie jeża, to do niczego niepodobne. Ugładź perukę, moja Ludko, i powiedz czy mam telegrafować do mamy, albo przedsięwziąć jaki inny krok? — spytał Artur, który się nie mógł z tem pogodzić, że jego przyjaciółka pozbyła się jedynej ozdoby swojej.
— To mię właśnie trapi, — powiedziała Małgosia, — według mnie, powinnyśmy ją zawiadomić, jeżeli Eliza rzeczywiście chora, ale Anna utrzymuje, że nie trzeba, bo mama nie może odjechać od ojca, więc ją tylko nabawimy trwogi. Eliza nie będzie długa chorować, Anna wie co przy niej robić, a mama powiedziała, żeby jej słuchać; musimy przeto iść za jej zdaniem, ale mnie się ono nie wydaje trafnem.
— Hm, sam nie wiem co powiedzieć; a gdybym się spytał dziadka, po bytności doktora?
— Dobrze; Ludko, idź zaraz po pana Banga, — roz-