soletki, noszone przez jej jedyną córeczkę; duży zegarek stryja March z czerwoną pieczątką, którą się bawiło tyle dziecinnych rączek; — i w osobnym pudełku ślubny pierścionek ciotki March, teraz za mały na jej tłusty palec, lecz starannie schowany, jako najcenniejszy ze wszystkich klejnotów.
— Coby wybrała „mademoiselle“, gdyby to zależało od jej woli? — spytała Estera, która siedziała zawsze blisko, by mieć oko nad kosztownościami i zamykać je w pudełkach.
— Najlepiej mi się podobają djamenty, ale niema naszyjnika, a to taka ładna rzecz. Gdybym mogła, wybrałabym to, — odrzekła, patrząc z uwielbieniem na wieniec ze złotych i hebanowych pereł z takimże ciężkim krzyżem.
— Ja także miałabym na to ochotę, ale nie służyłby mi jako naszyjnik, o nie! dla mnie, dobrej katoliczki, to jest różaniec, powiedziała Estera, patrząc smutno na ten piękny przedmiot.
— Czy to służy do tego, co twój wianek z pachnących kulek drewnianych, który wieszasz nad lustrem?
— Tak, na tem odmawia się modlitwy.
— Zdaje mi się Estero, że cię modlitwa bardzo pociesza i uspokaja. Jabym także chciała się tak modlić.
— Gdyby mademoiselle była katoliczką, znajdowałaby w tem prawdziwą pociechę, ale ponieważ jest innego wyznania, byłoby dobrze, aby się codzień usuwała na chwilę rozmyślania i modlitwy, jak moja dobra pani, u której służyłam, przed madame. Miała ona kapliczkę i w niej szukała osłody na wiele zmartwień.
— Byłoby dobrze, gdybym i ja tak robiła? — spytała Amelka, której w osmotnieniu potrzeba było jakiej
Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/270
Ta strona została uwierzytelniona.