Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/273

Ta strona została uwierzytelniona.

chociaż jej nikt nie widzi i nie chwali. Chcąc być bardzo, bardzo dobrą, postanowiła napisać testament za przykładem ciotki March, aby w razie choroby i śmierci jej mienie sprawiedliwie i szlachetnie zostało podzielone. Ale dużo ją kosztowała sama myśl wyrzeczenia się małych skarbów, które w jej oczach były tak cenne, jak klejnoty starej jejmości.
W godzinę, przeznaczoną na zabawę, napisała ten ważny dokument, jak mogła najlepiej, z niejaką pomocą Estery co do pewnych wyrażeń prawnych. Gdy poczciwa Francuzka podpisała swe nazwisko, Amelce lżej się zrobiło i położyła testament, oczekując Artura, który miał być drugim świadkiem. Ponieważ był to dżdżysty dzień, poszła z Polly na górę, do wielkiej sali. Była tam duża szafa, pełna staroświeckich ubiorów, któremi Estera pozwalała jej się bawić często. Kładła na siebie spłowiałe brokatele, paradowała przed lustrem i robiła poważne ukłony, wlokąc za sobą ogon z szelestem, zachwycającym jej uszy. Owego dnia tak była przejęta, że Artur zadzwonił i wszedł niepostrzeżenie. Przechadzała się wzdłuż i wszerz, chłodziła się wachlarzem, poruszała głową strojną w duży turban różowy, zabawnie odbijający od niebieskiej brokatelowej sukni i żółtej pikowanej spódnicy. Musiała bardzo ostrożnie chodzić z powodu wysokich obcasów i, jak jej później powiedział Artur, było to arcyzabawnie widzieć jak się przechadza w jaskrawym stroju, z tyłu zaś Polly pawi się i kołysze z nogi na nogę, chcąc ją naśladować jak najlepiej; czasem zatrzymuje się ze śmiechem lub krzyczy: „Albośmy nie piękne? idź precz, straszydło! powstrzymaj język! pocałuj mię, droga! ha! ha!
Artur powstrzymywał się od śmiechu, żeby nie obra-