Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.
—   25   —


Niezaprzeczenie zasługiwały na uznanie za ciężką pracę, uczyły się bowiem trzech lub czterech ról, kładły coraz inne kostjumy i urządzały jeszcze scenę. Była to wyborna wprawa dla pamięci, niewinna przyjemność i zajęcie godzin, któreby zeszły na próżniactwie, w samotności, lub w niekorzystnem towarzystwie.
W wieczór Bożego Narodzenia dwanaście panienek wgramoliło się na łóżko, służące za parter, i siedziały za firanką z żółtoniebieskiego perkalu w najpochlebniejszem oczekiwaniu. Za kurtyną było dużo szeptów, łoskotu, trochę swędu od lamp, i niekiedy słyszeć się dawał chichot Amelki dochodzący prawie do konwulsyi w tej gorączkowej chwili. Nareszcie odezwał się dzwonek, rozsunęły się firanki, i zaczęto liryczną tragedję.
Stosownie do ogłoszenia na afiszu, był tam ciemny las, wyobrażony przez kilka krzewów w donicach i przez zieloną materję, rozesłaną na ziemi. W oddaleniu widać było jaskinię, której za dach służyły dery, a za ściany, stoły. W środku był piecyk rozpalony, i czarna, stara czarownica stała pochylona nad czarnym garnkiem. Na scenie było ciemno, a ogień z piecyka sprawiał świetny efekt, zwłaszcza, że prawdziwa para wydobywała się z garnka, gdy czarownica podnosiła pokrywę. Jedną chwilę poświęcono uspokojeniu pierwszego wrażenia, poczem rozbójnik, imieniem Hugo, zjawił się z brzękającym mieczem przy boku, w kapeluszu o szerokich skrzydłach, z czarną brodą, w tajemniczym płaszczu, i wyżej wspomnianych butach. Przeszedł się kilka razy wielce wzburzony, potem uderzył się w czoło i wybuchnął dzikim krzykiem, że nienawidzi Rodriga, kocha Zarę, i zamierza zabić pierwszego, a pozyskać drugą. Ostre tony i krzyk sprawiały wielkie wrażenie, i publiczność obsypała go oklas-