Jak słońce po burzy, takiemi były spokojne tygodnie, które potem nastąpiły. Chorzy przychodzili szybko do zdrowia, i pan March zaczynał wspominać o powrocie na początku nowego roku. Wkrótce Eliza mogła już leżeć całe dni na sofie w pracowni, rozrywając się początkowo ulubionemi kotami a potem szyciem dla lalek, które były w smutnym stanie zaniedbania.
Jej ruchliwe niegdyś członki tak zesztywniały i osłabły, że Ludka brała ją codzień na swe silne ręce, by przewietrzyć po wszystkich pokojach. Małgosia chętnie narażała białe rączki, żeby czerniały i czerwieniały, gotując delikatne przysmaki dla „ukochanej“; Amelka zaś, wierna niewolnica pierścionka, w ten sposób obchodziła swój powrót, iż tyle skarbów rozdawała siostrom, ile tylko chciały przyjąć.
Gdy się Boże Narodzenie zbliżało, rozpoczęły się tajemnice, i Ludka często pobudzała całą rodzinę do konwulsyjnego śmiechu, proponując całkiem niemożliwe i niedorzeczne uroczystości, dla uczczenia tych niezwykle wesołych świąt. Artur okazywał się również nierozsądnym; byłby urządzał fajerwerki, race powietrzne, łuki tryumfalne, gdyby mu tylko pozwolono. Po wielu starciach i kpinach, oboje, będąc uważani za całkiem pokonanych, przybrali pognębione miny, ale znalazłszy się sam na sam, parskali śmiechem.
Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/303
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ XXII.
WESOŁE BŁONIA.