Po kilkunastu dniach wyjątkowo łagodnej pogody nastąpiło wspaniałe święto Bożego Narodzenia. Anna mówiła, że czuje przez skórę, iż to będzie niezwykle uroczysty dzień, i okazała się dobrą wróżką, bo się wszystko składało jak najlepiej. Pan March napisał, że wkrótce przybędzie, Eliza czuła się szczególnie dobrze, i ubrana w podarowany przez matkę karmazynowy wełniany szlafroczek, dała się trjumfalnnie zanieść do okna, dla zobaczenia daru Artura i Ludki. „Niewyczerpani“ zrobili co tylko było w ich możności, żeby zasłużyć na to miano, bo, jak sylfy pracując po nocach, wywołali komiczne zadziwienie. W ogrodzie stała wysoka dziewica ze śniegu, w zielonym wieńcu świerkowym; w jednej ręce trzymała koszyk pełen owoców i kwiatów, a w drugiej duży zwit nowych nut. Szal różnobarwny, jak tęcza, okręcony był wkoło zziębniętych ramion, a z ust wychodziła na różowym papierze pieśń:
JUNGFRAU DO ELIZY.
Królowo pszczółek, Elizo miła,
Nie znaj co smutku cień;
Niech Bóg ci spokój i szczęście zsyła,
W ten uroczysty dzień.
A ja ci dzisiaj niosę w ofierze,
Mała królowo pszczół,
Owoce, nuty, kwiateczki świeże
I dywan pod twój stół.
Portret Joanny przyjmij, królowo,
I Małgorzaty twór,