gdyż przepełnione serca wylewały się nazewnątrz, wyrzucały z siebie gorycz przeszłości, żyjąc tylko słodyczą obecnej chwili.
Nie było tam nic romansowego; owszem serdeczny śmiech wszystkich opanował, bo znaleziono za drzwiami Annę szlochającą nad tłustym indykiem, którego zapomniała zdjąć z rożna, gdy wybiegła z kuchni. Skoro śmiech ustał, a pani March zaczęła dziękować panu Brooke za wierne starania przy mężu, nagle przypomniało mu się, że pan March potrzebuje wypocząć, i wyszedł, śpiesznie schwyciwszy kapelusz. Wówczas ojciec i Eliza znużeni trochę usiedli we dwoje na wielkim fotelu, i gawęda szła doskonale.
Pan March opowiadał, że oddawna pragnął zrobić niespodziankę, i doktór pozwolił mu korzystać z pięknej pogody; że pan Brooke bardzo mu się poświęcał i jest młodzieńcem zacnym i prawym. Dlaczego, mówiąc to, zatrzymał się chwilę, spojrzawszy na Małgosię, która gwałtownie rozniecała ogień, i rzucił okiem na żonę z pytającem podniesieniem brwi, zostawiam waszej domyślności, również i to, dlaczego pani March zlekka skłoniła głowę i zapytała jakoś nagle, czyby nie zjadł czego? Ludka zobaczyła i zrozumiała tę mimikę, wymknęła się więc po wino i rosół i mruknęła pod nosem, trzaskając drzwiami:
— Nienawidzę zacnych młodzieńców z ciemnemi oczami.
Obiad powiódł się jak najlepiej; tłusty indyk przedstawiał rozkoszny widok, skoro Anna wyjęła go z pieca, nadziała, przyrumieniła i przystroiła. Rodzynkowy budyń rozpływał się zupełnie w ustach, galarety, któremi Amelka rozkoszowała się, udały się także.
Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/307
Ta strona została uwierzytelniona.