I rzuciwszy złoconą flaszeczkę u nóg czarownicy, duch znikł. Drugi śpiew Agary wywołał zjawisko, nieprzyjemne — bo z kijem w ręku, z brzydkiemi, czarnemi skrzydły. Ponurym głosem dawszy odpowiedź, rzuciło czarną butelkę na Hugona, poczem znikło z szyderczym śmiechem. Hugo odśpiewał podziękowanie, schował flaszeczki w buty i odszedł; Agara zaś oznajmiła publiczności, że ponieważ zabił przed czasy kilku jej przyjaciół, postanowiła krzyżować mu plany i pomścić się. Wówczas zasłona spadła, słuchacze wypoczywali, jedli cukier lodowaty i rozprawiali o sztuce.
Dużo było huku, zanim się znowu podniosła zasłona, ale nikt nie szemrał na zwłokę, bo urządzenie sceny okazało się arcydziełem. Była to rzecz prawdziwie wspaniała! Aż do sufitu sięgała wieża; w połowie wysokości było okno z palącą się lampą, i zpoza białej firanki ukazała się Zara w pięknej srebrno-błękitnej sukni, oczekująca Rodryga. Przybył on w świetnym stroju: w kapeluszu z piórami, w czerwonym płaszczu, w ciemno blond loczkach, w butach naturalnie, i z gitarą w ręku. Ukląkł u stóp wieży, zaśpiewał serenadę czułym głosem, Zara odpowiedziała — i po tej śpiewanej rozmowie przystała na ucieczkę. Tu nastąpił wielki efekt; Rodryg wydobył drabinę z lin o pięciu szczeblach, podrzucił w górę jeden koniec i poprosił, żeby Zara zeszła. Nieśmiało wydobyła się przez okno, oparła rękę na ramieniu jego, i miała zeskoczyć z wdziękiem, kiedy „biedna, biedna Zara!“ zapomniała o ogonie od sukni, który się zaczepił o okno. Wieża zachwiała się, pochyliła naprzód, padła z łoskotem i pochowała nieszczęsnych kochanków w ruinach!
Powstał ogólny krzyk, skoro skórzane buty gwałtownie wydobywały się ze zgliszcza, a złocista główka wychyliła