Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/321

Ta strona została uwierzytelniona.

myślisz. Nie zabawię tu już dłużej; zawiodłam się na tobie i nie chcę się teraz widzieć z papą. Nie spodziewaj się niczego odemnie, gdy pójdziesz zamąż. Niech przyjaciele twego pana Brooke pamiętają o tobie. Między nami wszystko na zawsze skończone.
Cisnąwszy drzwiami, odjechała w najwyższym gniewie. Zdawało się, że zabrała z sobą całą odwagę dziewczyny, bo Małgosia zostawszy sama, stała chwilę niepewna czy się ma śmiać, czy płakać. Zanim zdołała się rozmyśleć, wszedł pan Brooke i powiedział jednym tchem:
— Nie moja wina, żem cię słyszał Małgosiu; tobie dziękuję, żeś mię broniła, a ciotce March, że mię przekonała, iż cię obchodzę trochę.
— Nie wiedziałam tego sama, póki pana nie skrzywdziła.
— Wszakże nie mam odejść, mogę zostać i używać szczęścia? czy pozwalasz, droga moja?
Tu znowu była piękna sposobność do surowej przemowy i taktownego odejścia, ale Małgosi nie postało w głowie jedno ani drugie, i zhańbiła się na zawsze w oczach Ludki, gdyż szepnęła miękko:
— Tak Janie, — i ukryła twarz w jego kamizelce.
W kwadrans po odjeździe ciotki March, Ludka weszła na górę po cichu, zatrzymała się chwilę pod drzwiami od bawialnego pokoju, a nie słysząc głosów, skinęła głową, uśmiechnęła się z zadowoleniem i pomyślała: odprawiła go, stosownie do tego cośmy ułożyły, i sprawa już zakończona. Wejdę, to mi opowie tę komedję, i uśmieję się doskonale.
Ale się biedna Ludka nie uśmiała; taki ją widok uderzył, że skamieniała w progu, roztwierając szeroko oczy i usta. Szła z zamiarem, że wyśmieje zwalczonego