do kolacji. Oboje tak tchnęli szczęściem, iż Ludka nie miała serca okazywać zazdrości i smutku.
Na Amelce wielkie wrażenie zrobiła tkliwość Jana i godność Małgosi, Eliza przypatrywała się zdaleka, a państwo March spoglądali na młodą parę z tak czułem zadowoleniem, że stara jejmość słusznie powiedziała „iż są niepraktyczni, jak dwoje niemowląt“. Nikt nie jadł dużo, lecz wszyscy zdawali się bardzo szczęśliwi, i staroświecki pokój dziwnie się rozjaśnił, gdy się tam zaczął pierwszy romans tej rodziny.
— Nie możesz teraz powiedzieć, Małgosiu, że się u nas nie zdarza nic przyjemnego, prawda? — rzekła Amelka, która się wahała jak ustawić grupę kochanków w obmyślanym szkicu.
— Z pewnością nie mogłabym tego powiedzieć. Jakże wiele rzeczy zaszło, odkąd wymówiłam te słowa. Zdaje się, że już rok upłynął! — odrzekła Małgosia zajęta błogiemi marzeniami, unoszącemi się ponad tak poziomą rzeczą, jak jest chleb z masłem.
— Radość nastąpiła tuż po smutku, i jakoś mi się zdaje, że to początek wszelkich zmian! — powiedziała pani March. — W wielu rodzinach przypada niekiedy rok pełen wypadków, i ten był takim dla nas, ale bądźcobądź dobrze się kończy.
— Mam nadzieję, że następny skończy się lepiej! — mruknęła Ludka, której bardzo było przykro, iż Małgosia tak się zajmuje kimś obcym w jej oczach — mając bowiem do niewielu osób serdeczne przywiązanie, bała się stracić ich uczucie, lub się niem z kim dzielić.
— Spodziewam się, że trzeci rok skończy się jeszcze lepiej; i z pewnością tak będzie, jeżeli go dożyję, by uskutecznić me plany! — powiedział Brooke, uśmiechając się
Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/323
Ta strona została uwierzytelniona.