Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.
—   31   —


— Jestem pewna, że ten chłopiec poddał mu tę myśl! Chciałabym się z nim zapoznać, bo to wyborny chłopak! Zdaje się, że on także ma na to ochotę, ale jest nieśmiały, a Małgosia taka wymuszona, że nie pozwala nam mówić z sobą gdy się spotykamy, — rzekła Ludka, podczas kiedy talerze obchodziły wkoło, a lody zaczynały znikać ze stołu wśród okrzyków radości.
— Czy mówisz o tej rodzinie, mieszkającej w dużym sąsiednim domu? — spytała jedna z dziewcząt. „Moja mama zna starego pana Laurence, ale mówi, że on bardzo dumny, i że nie lubi zadawać się z sąsiadami. Trzyma wnuka w zamknięciu z wyjątkiem kiedy jeździ konno, lub przechadza się z nauczycielem, i strasznie dużo każe mu pracować. Zapraszałyśmy go na zabawy, ale nie przyszedł. Mama powiada, że jest bardzo miły, chociaż do nas dziewcząt nigdy się nie odzywa.
— Jak przyniósł raz kota, który nam uciekł, rozmawialiśmy przez płot o różnych grach, ale zobaczywszy zbliżającą się Małgosię, uciekł zaraz. Chciałabym go poznać, bo jestem pewna, że mu potrzeba rozrywek, — rzekła Ludka.
— Podoba mi się, bo ma obejście małego gentlemana i nie mam nic przeciw temu, żebyście się z nim poznały przy sposobności. Sam przyniósł kwiaty, i byłabym go zaprosiła, ale nie miałam pewności co się na górze dzieje. Smutno odchodził słysząc gwarną zabawę, bo jej pewnie w domu nie miewa.
— Szczęście, żeś tego nie zrobiła mamo! — rzekła Ludka, ze śmiechem spoglądając na swe buty. — Ale innym razem urządzimy taką sztukę, żeby ją mógł zobaczyć. Może nawet weźmie udział; czyby to nie było przyjemnie?