Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ III.
MŁODY LAURENCE.

— Ludko! Ludko! gdzie jesteś? — wołała Małgosia stojąc przed schodami od poddasza.
— Tutaj, — odrzekł niewyraźny głos na górze. Wpadłszy na poddasze, spostrzegła Małgosia, że siostra zajada jabłka i ze łzami czyta przy słonecznem oknie „dziedzica Redcliffe‘u“ leżąc owinięta w szal na starej sofie o trzech nogach. Było to ulubione schronienie Ludki; chętnie się tam usuwała z półtuzinem renetek i z ładną książką, aby używać ciszy i towarzystwa lubego szczura, który mieszkał blisko i wcale na nią nie uważał. Gdy się Małgosia ukazała, wsunął się do swej jamy, a Ludka obtarłszy oczy, wyczekiwała co od niej usłyszy.
— Ach, jakież to zabawne! patrz! zupełnie urzędowe zaproszenie do pani Gardiner na jutrzejszy wieczór; — wykrzyknęła Małgosia, podnosząc wgórę drogocenny bilet, poczem przeczytała z dziecinną radością.
— Pani Gardiner prosi, żeby panna March i panna Ludwika sprawiły jej tę przyjemność i przyszły na tańcujący wieczór, w wilję nowego roku. — Mama pozwala nam pójść, ale w cóż się ubierzemy?
— Niepotrzebne pytanie; wiesz, że weźmiemy szare poplinowe suknie, nie mając nic innego, — odrzekła Ludka z pełnemi usty.
— Gdybym choć miała jedwabną suknię, — westchnęła Małgosia. — Mama powiada, że może dostanę w ośmnastym roku, ale to długo czekać dwa lata!