Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.
—   34   —


— Nasze poplinowe suknie wyglądają jak jedwabne, i jak dla nas dosyć są ładne. Twoja jest jak nowa; ale zapomniałam, że moja wypalona i rozdarta! Cóż ja pocznę? Spalenie okropnie widoczne, a nie mogę nic wyjąć.
— Musisz siedzieć jaknajspokojniej i nie obracać się tyłem, — a przednie bryty zupełnie dobre. — Wezmę nową wstążeczkę na głowę, mama mi pożyczy szpilki z perełką, trzewiczki mam ładne, i rękawiczki ujdą, chociaż nie tak świeże jakbym lubiła.
— Ja swoje zniszczyłam limonadą, a nie mogę kupić innych, więc pójdę bez rękawiczek, — rzekła Ludka, nie troszcząca się wiele o ubranie.
— Musisz mieć, bo inaczej nie pójdę! zawołała Małgosia stanowczo. — Rękawiczki są najważniejsze ze wszystkiego. Nie można tańczyć bez nich, a gdybyś nie tańczyła, toby mię tak zmartwiło.
— To zostanę w domu. Nie bardzo dbam o taneczne wieczory; co za przyjemność kręcić się w kółko? ja lubię skakać i biegać.
— Nie możesz prosić mamy o nowe, bo to dużo kosztuje, a tyś taka niedbała; jakeś zniszczyła tamte, zapowiedziała ci, że innych tej zimy nie kupi. Czy nie mogłabyś sobie poradzić w jaki sposób? — zapytała Małgosia troskliwie.
— Mogę je trzymać zwinięte w ręku, żeby nikt nie widział, że są splamione, więcej nic nie wymyślę. Nie! powiem ci jak się możemy urządzić — każda włoży jedną dobrą, a w ręku będzie trzymała złą; rozumiesz?
— Większe masz ręce od moich, to mi ją strasznie rozciągniesz, — odezwała się Małgosia, bo rękawiczki były jej słabą stroną.
— A więc pójdę z gołemi rękami; nie dbam o to co