fryzjerka położyła przed swą ofiarą cały szereg spalonych paczek.
— Ach! ach! ach! cóżeś ty zrobiła! Wszystko przepadło! nie mogę pójść na zabawę! Moje włosy, ach moje włosy! — wołała z płaczem Małgosia, spoglądając rozpaczliwie na nierówne strzępki nad czołem.
— Mnie się zawsze tak wiedzie! nie trzeba było prosić mię o to. Ja wszystko psuję. Bardzo mi przykro, bom dla tego przypaliła po partacku, że za gorące było żelazko, — mówiła z żalem biedna Ludwisia, patrząc przez łzy na czarne pierożki.
— Nic się nie zepsuło, tylko ufryzuj się i tak przewiąż wstążkę, żeby koniec zachodził trochę na czoło. To ostatnia moda; widziałam dużo panien tak uczesanych, — rzekła Amelka, żeby ją pocieszyć.
— Dobrze mi tak; dlaczego chciałam się przystroić? żałuję, żem dotykała się włosów! — wykrzyknęła Małgosia porywczo.
— Ja także; takie były miękkie i ładne! ale niedługo odrosną! — powiedziała Eliza, i przyszła ucałować i ukoić ostrzyżoną owieczkę.
Po różnych drobnych niepowodzeniach Małgosia ubrała się nareszcie, a Ludka także przy pomocy sióstr uczesała się i włożyła suknię. Bardzo dobrze wyglądały w swych skromnych strojach. Małgosia miała suknię z srebrzystego sukienka, niebieską aksamitkę we włosach, koronkową frezę i szpilkę z perełką. Ludka była w sukni orzechowej, w sztywnym męskim kołnierzyku i w białych chryzantemach, które były jej jedyną ozdobą. Każda włożyła jedną ładną jasną rękawiczkę, a w ręku trzymała splamioną, i wszystkie uznały, że robią to „zupełnie swobodnie i dobrze“. Małgosi trzewiczki na wysokich korkach były