drobne kroki. Jeżeli cię komu przedstawią, nie podawaj ręki do uścisku, to nie potrzebne.
— Jakim ty sposobem uczysz się tych pięknych manier? ja na żaden sposób nie mogę! Słuchaj, jakaś wesoła muzyka!
Zeszły trochę nieśmiało na dół, gdyż bywały rzadko na zabawach, a chociaż to zebranie było poufne, dla nich stanowiło ważną chwilę. Pani Gardiner, dama poważna i niemłoda, — przywitała je uprzejmie i poleciła nastarszej ze swych sześciu córek. Małgosia znała Salusię, więc bardzo prędko przyszła do siebie; ale Ludka, nie lubiąca towarzystwa dziewcząt, stała na uboczu, pilnie ukrywając pod ścianą tylny bryt — i tak się czuła nie na miejscu, jakby konik w kwiatowym ogrodzie. Kilku wesołych chłopców rozprawiało w innej stronie pokoju o ślizgawce, Ludka więc miała wielką ochotę przyłączyć się do nich, bo ślizganie się było jej największą rozkoszą. Zatelegrafowała swe życzenie do Małgosi, która tak groźnie podniosła brwi wgórę, że się nie śmiała ruszyć. Nikt nie przyszedł rozmawiać z nią i powoli rozproszyła się gromadka stojąca w jej pobliżu, a nareszcie pozostała sama. Nie mogła swobodnie krążyć, ani się bawić, z obawy, że kto zobaczy wypalony bryt, więc się tylko przyglądała innym z niejaką rozpaczą, póki nie zaczęto tańczyć. Małgosia otrzymała zaraz zaproszenie i jej ciasne trzewiczki tak się żywo obracały, że niktby nie odgadł jaki ból znosi z uśmiechem; Ludka spostrzegła, że jakiś wysoki i rudy młodzieniec zmierza do jej kąta, i obawiając się aby jej nie zamówił do tańca, usunęła się za firankę, żeby się spokojnie przyglądać i bawić. Na nieszczęście ktoś inny również nieśmiały, wybrał to samo schronienie, bo gdy firanka za nią spadła, spotkali się twarz w twarz z młodym Laurence.