— Powiedz co, żebym usłyszała; ja umiem czytać, ale nie mogę się nauczyć wymowy.
— Quel nom a cette jeune demoiselle en les pantoufles jolies? — rzekł usłużnie Artur.
— Jak ładnie mówisz! To znaczy: kto jest ta panienka w pięknych pantofelkach; nieprawda?
— Oui, Mademoiselle.
— To moja siostra Małgorzata, o czem wiedziałeś dobrze. Czy ci się podoba?
— Bardzo; przypomina mi niemieckie dziewczęta, bo ma taką świeżą cerę, spokojne rysy, i tańczy z dystynkcją.
Ludka zarumieniła się, słysząc tę pochwałę i zapamiętała ją, żeby powtórzyć siostrze. Tak długo razem przyglądali się towarzystwu, udzielali sobie uwag i gawędzili, że zdawało im się, iż ich łączy dawna znajomość. Artur otrząsnął się prędko z nieśmiałości, bo Ludki męskie obejście bawiło go i dodawało mu swobody; ona także odzyskała wesołość, gdyż zapomniała o sukni, i nikt na nią nie podnosił brwi. Polubiła bardzo młodego Laurence, i raz po raz przyglądała mu się bacznie, żeby go opisać dziewczętom. Nie miały braci, a kuzynów bardzo mało, więc znajomość z chłopcem była dla nich nowością. — Kręcące się czarne włosy — powtarzała sobie — ciemna cera, duże czarne oczy, długi nos, ładne zęby, małe ręce i nogi, wzrost taki jak mój. Bardzo grzeczny, jak na chłopca, i przytem wesoły. Ciekawam, ile ma lat?
Miała to pytanie na końcu języka, lecz powstrzymała się w porę, z niezwykłym taktem starając się znaleść uboczną drogę.
— Pewno niedługo wstąpisz do kolegjum? widzę, że drabujesz książki — to jest chciałam powiedzieć, że stu-