Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.
—   45   —


— O, dziękuję, pokażę panu zaraz gdzie ona jest. Sama nie zaniosę, bo narobiłabym sobie nowej biedy.
Wskazała mu drogę, i Artur jakby przyuczony usługiwać damom, przystawił stoliczek, przyniósł drugą porcję lodów i kawy dla Ludki, i tak był grzeczny, że nawet wymagająca Małgosia nazwała go „miłym chłopcem“. Zabawiali się cukierkami, dewizami, i właśnie doskonale im szła spokojna gra w szeptanego z inną młodzieżą, która się do nich przyłączyła, — kiedy się ukazała Anna. Małgosia zapominając o nodze, wstała tak żywo, że się musiała uchwycić Ludki i krzyknęła z bólu.
— Cicho, nie mów nic! — szepnęła, dodając głośno, — skręciłam sobie trochę nogę, nic więcej, — i kulejąc, poszła na górę po rzeczy.
Anna łajała, Małgosia płakała, a Ludka traciła głowę. Nareszcie postanowiła sama temu poradzić; zbiegła zatem na dół, i spotkawszy służącego poprosiła go o sprowadzenie powozu, ale powiedział jej, że jako najemnik nie zna tej okolicy, oglądała się więc znowu za jakąś pomocą, kiedy Artur, usłyszawszy o co idzie, przystąpił, żeby ofiarować powóz swego dziadka, który właśnie zajechał.
— Jeszcze tak wcześnie, że się nie możesz wybierać, — rzekła Ludka, wahając się czy przyjąć propozycję, chociaż jej dogadzała.
— Ja zwykle powracam wcześnie do domu. Niech mi będzie wolno odwieźć panie, wszakże mi to nawet po drodze, — zresztą podobno deszcz pada.
To ją przekonało nakoniec; więc opowiedziawszy mu o przykrym wypadku Małgosi, z wdzięcznością przyjęła grzeczną przysługę, i pobiegła na górę po swe towarzyszki. Anna miała koci wstręt do deszczu, nie sprzeciwiała się zatem, i powróciły wygodnym, zamykanym powozem,