Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.
—   50   —


a Amelka stękała, że nie może sobie przypomnieć, ile czyni dziewięć razy dwanaście.
— Dziewczęta! dziewczęta! uciszcie się na chwilę. Muszę wyprawić ten list najpierwszym pociągiem, a przeszkadzacie mi swoją wrzawą! — zawołała pani March, przekreślając już trzeci pomylony frazes.
Nastąpiła chwilowa cisza, ale ją przerwała Anna, która wpadła, postawiła na stole gorące jabłka w cieście i uciekła. Ciastka te weszły tam oddawna w zwyczaj i były nazywane przez dziewczęta „mufkami“, nie miały bowiem innych. Bardzo im było przyjemnie w chłodne poranki, trzymając je, grzać sobie ręce, i Anna nigdy nie zapomniała ich upiec, chociażby jak najbardziej była zajęta i kwaśna, bo je czekała przechadzka daleka, zimna — a biedaczki nie dostawały już innej przekąski, choć rzadko wracały do domu przed trzecią.
— Utul swoje koty i pozbądź się bólu głowy, Elizo. Bądź zdrowa, mamo; wyglądałyśmy dziś na nieznośną gromadę wisusów, ale wrócimy dobre jak anioły. Chodźże, Małgosiu! — i rzekłszy to, wyskoczyła Ludka, czując w głębi serca, że pielgrzymki nie tak wybierają się w drogę jakby należało..
Dochodząc do rogu domu, zawsze się oglądały, bo matka stawała w oknie, żeby się ukłonić, uśmiechnąć i pozdrowić je ręką. Zdawało się to rzeczą konieczną, bo chociaż były w złem usposobieniu, ostatni błysk tej macierzyńskiej twarzy działał zawsze jak promień słońca.
— Gdyby mama pokazała nam pięść zamiast przesyłać pocałowanie od ust, to byłoby bardzo sprawiedliwe, bo jesteśmy niewdzięczne ladaco! — zawołała Ludka, ciesząc się, że błoto i zimno będzie dla nich zasłużoną karą.
— Nie używaj takich brzydkich wyrazów! —