Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/55

Ta strona została uwierzytelniona.
—   51   —


odezwała się Małgosia z pod gęstej woalki, w którą się owinęła, jakby mniszka znudzona światem.
— Lubię dobre, silne wyrazy, które coś znaczą, — odparła Ludwisia, chwytając za kapelusz, który skakał na głowie, jakgdyby chciał frunąć.
— Nazywaj siebie jak ci się podoba; lecz ja nie jestem ani urwisem, ani ladaco, i nie chcę takich przydomków.
— Jesteś dziś struta i cierpka dlatego, że nie możesz opływać w zbytkach, biedaczko! Poczekaj, jak zrobię majątek, to będziesz miała powozy, lody, trzewiki na wysokich obcasach, bukiety i rudych kawalerów do tańca.
— Jakaś ty komiczna, Ludko! — rzekła Małgosia i roześmiała się z tych bredni, co jej sprawiło mimowolną ulgę.
— To szczęście, bo gdybym była zgnębiona i smutna jak ty, w ładnym byłybyśmy stanie. Dzięki Bogu, zawsze upatrzę coś zabawnego, co mię wprawia w dobry humor. Przestań narzekać i wróć wesoło do domu, to będzie najlepiej.
Dla dodania siostrze odwagi, poklepała ją po ramieniu na pożegnanie, każda szła bowiem w inną stronę z gorącem jabłkiem w ręku, zmuszając się do wesołości mimo wietrznej pogody, ciężkiej pracy, jaka ich czekała, i niezaspokojonych pragnień.
Gdy pan March stracił majątek z powodu, iż chciał przyjść z pomocą przyjacielowi, dwie starsze córki prosiły, żeby im wolno było zarabiać przynajmniej na własne utrzymanie. Rodzice przystali, będąc tego przekonania, że dzieci nie zaczną nigdy dosyć wcześnie wprawiać się w energję, pracowitość i niezależność. Wzięły się więc do dzieła ze szczeremi chęciami, które zwykle pokonywają wszelkie przeszkody. Małgorzata znalazła miejsce bony