Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/56

Ta strona została uwierzytelniona.
—   52   —


i miała się za bogatą, otrzymując maleńkie zasługi. Kochała się przytem ona w przepychu i nienawidziła ubóstwa. Trudniej jej było znosić je, niż innym dzieciom — pamiętała bowiem czasy, kiedy dom rodziców był dostatni, życie swobodne i przyjemne, a wszelki brak nieznany. Pokonywała w sobie zazdrość i niezadowolenie, ale było to bardzo naturalne, że tak młoda dziewczyna pragnęła wykwintnych strojów, wesołych stosunków, starannej edukacji i swobodnego życia. U państwa King widywała codzień przedmioty swych marzeń, bo ich starsze córki bawiły się. Przyglądała się tam balowym strojom i bukietom, słuchała wesołego szczebiotania o teatrach, koncertach, ślizgawkach i różnych rozrywkach. Widziała pieniądze marnowane na fraszki, które dla niej byłyby tak cenne. Biedna Małgosia rzadko uskarżała się, ale jakieś poczucie niesprawiedliwości czyniło ją czasem gorzką, bo się nie przekonała jeszcze jak jest bogatą w te dary, co jedynie mogą życie uszczęśliwić.
Ludka miała zaszczyt podobać się ciotce March, która będąc kulawą, potrzebowała opieki ruchliwej osoby. Ta bezdzietna pani chciała adoptować które z dzieci państwa March, gdy popadli w nieszczęście, i bardzo się obraziła odmową. Gdy znajomi straszyli, że ich pominie w testamencie, niepraktyczni ci ludzie odpowiadali:
— Za dwanaście fortun nie oddalibyśmy żadnej z córek; w dostatkach czy w ubóstwie będziemy się trzymać razem, szukając szczęścia jedni w drugich.
Stara jejmość nie chciała przez pewien czas do nich mówić, ale gdy zastała raz Ludkę u znajomych, podobała jej się komiczna twarzyczka i śmiałe obejście; spytała więc, czy nie zechce zostać jej towarzyszką. Nie nęciło to wcale Ludki, ale przyjęła propozycję, nie mając lepszych