Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/58

Ta strona została uwierzytelniona.
—   54   —


ostry język i ruchliwy umysł. To się wznosiła w górę, to opadała, łącząc komizm z patetycznością. Ponieważ zasługi, pobierane od ciotki March, były dla niej najpożądańszą rzeczą — ta myśl, że pracuje na swe utrzymanie, uszczęśliwiała ją mimo ciągłego „Lud-wi-ko!“
Eliza była zbyt lękliwa, żeby chodzić do szkoły. Spróbowali ją posyłać rodzice, ale było to dla niej takiem cierpieniem, że nadal uczył ją w domu ojciec. Nawet gdy odjechał, a matce przyszło poświęcać swój czas i trudy w Towarzystwie opieki nad rannymi, pilnie sama pracowała nad sobą. Zamiłowana w gospodarskich zajęciach, utrzymywała z Anną porządek w domu i czuwała nad wygodami swych pracownic, a to nie dla nagrody, lecz dla zjednania sobie miłości. Długie, ciche dni nie schodziły jej samotnie i bezczynnie, bo zaludniała swój światek urojonymi przyjaciółmi, i natura stworzyła ją pracowitą pszczółką. Co rano budziła ze snu i ubierała sześć lalek; nie przestała bowiem jeszcze kochać swych pieszczoszek, chociaż ani jednej nie było całej, lub ładnej. Odziedziczyła je po starszych siostrach, które wyrosły z tych bożyszcz, — i po Amelce, gdyż ona nie lubiła nic starego i brzydkiego. Eliza kochała je właśnie z powodu ich niedoli i założyła szpital dla chorych lalek. Nigdy nie wpinała szpilek w ich watowane członki, nie przemawiała ostro, nie biła. Nawet najwstrętniejszej nie zasmucała zaniedbaniem; wszystkie karmiła, ubierała, niańczyła, pieściła, ze stałem uczuciem. Jakaś pogruchotana lalka, należąca przedtem do Ludki, skołatana burzliwem życiem, poszła do worka z gałganami, a Eliza, wyrwawszy ją z tego smutnego miejsca, dała u siebie schronienie. Główkę bez wierzchołka ubrała w ładny czepeczek, brak rąk i nóg ukryła pod kołdrą, i najlepsze łóżko poświęciła tej kalece. Gdyby kto widział