czego otwieram usta, jakgdybym chciała poźreć całą książkę odrazu.
— Pożarłabym chętnie, żeby z nią zrobić koniec, — odrzekłam, starając się nie być zbyt zuchwałą.
Dała mi wówczas długą naukę o moich grzechach i kazała rozmyślać o nich, póki się nie przedrzemie. Jak tylko jej się czepek zsunął na bok, wyjęłam z kieszeni „Wikarego z Wakefieldu“, i czytałam jednem okiem patrząc na książkę, a drugiem na ciotkę. Właśnie stanęłam na tem, gdy wszyscy wpadli w wodę, i przez zapomnienie roześmiałam się głośno; ciotka obudziła się, i odzyskawszy humor po drzemce, prosiła, żeby przeczytać kawałek dla przekonania jej, co to za błahe dzieło przekładam nad szacownego i nauczającego Belsham’a. Wywiązałam się jak mogłam najlepiej, żeby ją zadowolnić, rzekła więc:
— Nie rozumiem o co chodzi, zacznij od samego początku, moje dziecko.
Starałam się czytać, żeby przedstawić rodzinę Primrose w jak najkorzystniejszem świetle; ale przez złośliwy figiel w bardzo ciekawem miejscu rzekłam słodko: „boję się, że to panią nudzi, możebym przestała czytać?“
Wzięła robotę, którą puściła z rąk, ostro na mnie spojrzała przez okulary i powiedziała zwięźle, jak to jest jej zwyczajem:
— Skończ panna rozdział i nie bądź zuchwałą.
— Czy przyznała, że jej się to podoba? — spytała Małgosia.
— Gdzież-tam! nie; tylko dała pokój Belsham‘owi, a gdy tam pobiegłam wziąć rękawiczki po południu, tak była zajęta Wikarym, że nie usłyszała, jak śmieję się i tańczę w sieni z radości, że się zbliżają wakacje. Jakie przyjemne mogłaby spędzić życie, gdyby tylko chciała!