Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.
—   60   —


myszki, a Zuzia niemało łez wylała, widziałam dobrze. Nie zazdrościłam jej wówczas, bo czułam, że po tem co zaszło, miljony karniolowych pierścionków nie dałyby mi szczęścia. Nigdy, nigdy nie wytrzymałabym tak bolesnego upokorzenia.
Skończywszy tę opowieść, zabrała się do roboty, dumna ze swoich cnót i z pomyślnie wypowiedzianych jednym tchem, dwóch długich wyrazów.
— Ja widziałam dziś rano rzecz, która mi się podobała, i miałam ją opowiedzieć przy obiedzie, ale mi wyszła z pamięci, — rzekła Eliza porządkując w koszyku Ludki, gdzie wszystko było poprzewracane. — Poszłam kupić trochę ostryg dla Anny i zastałam w sklepie pana Laurence, ale mię nie widział, bo stałam za baryłką, on zaś rozmawiał z panem Cutter rybakiem. Jakaś biedna kobieta weszła z konewką i szczotką do szorowania i zapytała pana Cutter, czyby nie pozwolił umyć czego w sklepie za kawałek ryby, bo nie dopisała jej robota, więc nie ma obiadu dla dzieci. W pośpiechu odrzekł: „Nie“. Zabierała się do odejścia z miną zgłodzoną i smutną, kiedy pan Laurence podał jej dużą rybę na zakrzywionym końcu laski. Tak była ucieszona i zdziwiona, że czemprędzej wzięła ją w ręce i dziękowała kilkakrotnie. Pan Laurence zalecił, żeby ją poszła gotować, więc pośpieszyła z radością! Czy to nie pięknie z jego strony? Ach! taka była zabawna, gdy ściskając tę grubą rybę, rzekła: „Mam nadzieję, że się panu dostanie wygodne łóżko w niebie“.
Uśmiawszy się z historji Elizy, poprosiły, żeby matka co opowiedziała, więc zastanowiła się chwilę i rzekła poważnie:
— Gdy siedziałam dziś rano w koszarach nad kra-