Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ V.
SĄSIEDZI.

— Cóż ty znowu myślisz robić, Ludko? — zapytała Małgosia pewnego popołudnia, gdy śnieg padał, widząc, że siostra biegnie w podskokach przez sień ubrana w kalosze, starą salopę i kaptur — z miotłą w jednej ręce, a z łopatą w drugiej.
— Wyjdę dla ruchu, — odrzekła Ludwisia z figlarnem spojrzeniem.
— Zdaje mi się, że dosyć przeszłaś się dwa razy, dziś rano. Na dworze zimno i ponuro, zostań lepiej ze mną przy kominku; tu ciepło i sucho, — rzekła Małgosia z dreszczem.
— Dziękuję za radę; nie umiem siedzieć spokojnie przez cały dzień, i nie jestem kotem, żebym się lubiła wygrzewać przy ogniu. Mam pociąg do awantur, idę więc poszukać jakiej.
Małgosia grzała dalej nogi i czytała „Iwanhoe“, a Ludka zaczęła wymiatać ścieżki z wielką energją. Śnieg był lekki, i prędko zrobiła dróżkę wokoło ogrodu dla Elizy, żeby po zachodzie słońca wyprowadziła chore lalki na powietrze. Ogród ten przedzielał domy państwa March i pana Laurence; stały one na przedmieściu, wśród gajów, łąk, dużych sadów i spokojnych ulic, — więc cicho tam było jak na wsi. Niski płot rozdzielał obie posiadłości. Z jednej strony stał stary, ciemny domek lichy, ogołocony z wina, które w lecie pokrywało ściany, — i z otaczających go kwiatów. Z drugiej strony wznosiła się poważna ka-