Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/69

Ta strona została uwierzytelniona.
—   65   —


mienica, jawnie świadcząca o wszelkich wygodach i zbytkach, — od wielkich wozowni i dobrze utrzymanych ogrodów, aż do cieplarni i wspaniale urządzonych pokojów, które widać było z poza firanek.
Mimo to zdawał się ten dom opuszczony i martwy; nie było dzieci igrających na trawniku, w oknie nie uśmiechała się macierzyńska twarz, i prócz starego pana Laurence i wnuka jego, prawie nikogo nie było tam widać.
Dla żywej wyobraźni Ludki dom ten wydawał się zaczarowanym pałacem, pełnym przepychu i rozkoszy, z których nikt nie korzysta. Oddawna pragnęła przyjrzeć się jego tajonej świetności i poznać młodego Laurence, który widocznie miał także na to ochotę, ale nie wiedział jak się wziąć do rzeczy. Od owego wieczorku, spędzonego razem, była jeszcze ciekawsza; układała sobie jak się z nim zaprzyjaźnić, ale się nie ukazywał od pewnego czasu, i zaczęła przypuszczać, że go niema w domu — kiedy pewnego dnia wyśledziła smagłą twarz w oknie na piętrze, patrzącą smutno na ich ogród, gdzie Amelka z Elizą rzucały na siebie kulami ze śniegu.
— Ten chłopiec tęskni za towarzystwem i rozrywką — pomyślała; dziadek nie wie, czego mu trzeba, i trzyma go w zamknięciu. Zdałoby mu się grono wseołych chłopców do zabawy, lub ktośkolwiek bogaty w młodość i życie. Mam wielką ochotę pójść i powiedzieć to staremu gentlemanowi.
Ta myśl jej się podobała, lubiła bowiem zuchwałe przedsięwzięcia i zawsze gorszyła Małgosię dziwacznem postępowaniem. Nie zapomniała swego planu, i gdy nastąpiło śnieżyste popołudnie, postanowiła odbyć próbę. Zobaczywszy, że pan Laurence wyjechał, miała chęć przekroczenia płotu, ale się powstrzymała jeszcze aby rozej-