teczna, bo żartując z kotów, zapomniał Artur o nieśmiałości i odrazu stał się towarzyskim.
— To zbyt ładne do zjedzenia, — rzekł, uśmiechając się mile, gdy Ludka odkrywszy talerz pokazała blanc-manger w wieńcu z zielonych liści i szkarłatnych kwiatów, z ulubionego przez Amelkę geranjum.
— Bynajmniej; to są tylko dowody życzliwości moich sióstr. Powiedz służącej, żeby zachowała do herbaty ten przysmak; możesz go zjeść, bo to zdrowe — a przytem miękkie, więc się prześlizgnie przez chore gardło. Jaki to ładny pokój!
— Mógłby nim być, gdyby go dobrze utrzymywano, ale służba jest leniwa, a ja nie umiem zmuszać jej do porządku; zresztą męczy mnie to.
— Doprowadzę go do ładu we dwie minuty, bo trzeba tylko wymieść z przed kominka, o tak; te rzeczy postawić prosto na wierzchu — tak; te książki położyć tu, flaszki tu, a sofę odwrócić od światła, i poduszki zbić trochę. Teraz jesteś urządzony.
I tak było rzeczywiście, bo śmiejąc się i gawędząc, postawiła każdy przedmiot na właściwem miejscu i nadała zupełnie inny pozór pokojowi. Artur przyglądał się jej w milczeniu pełnem poszanowania, a gdy go zaprowadziła do sofy, usiadł, westchnął z zadowoleniem i rzekł, przejęty wdzięcznością:
— Jakaś ty dobra! tego właśnie było trzeba. Teraz bądź łaskawa usiąść na tym dużym fotelu i pozwól, żebym cię czem zabawił.
— To ja raczej chciałabym cię rozerwać. Możebym czytała głośno? — zapytała, chciwie spoglądając na ponętne książki, leżące w pobliżu.