— Nie przypuszczam, żeby nasze małe oszczędności przydały się na co; dałybyśmy po dolarze, więc jakaż stąd ulga dla wojska? Zgadzam się na to, by nic nie dostać od mamy i od was, alebym chciała sobie kupić „Rusałkę“, bo już tak dawno mam na nią ochotę, — rzekła Ludka zamiłowana w książkach.
— Ja na nuty przeznaczałam swoje pieniądze, — rzekła Eliza z cichem westchnieniem, usłyszanem tylko przez miotełkę i rączkę od tygielka.
— A mnie są potrzebne ołówki Fabera, i muszę ich sobie kupić ładne pudełko, — odezwała się Amelka stanowczo.
— Mama nie miała na myśli naszych pieniędzy, i nie chciałaby, żebyśmy się wszystkiego wyrzekły. Niech każda kupi co jej potrzebne, żeby sobie zrobić przyjemność. Spodziewam się, że zasługujemy na to, pracując tak ciężko! — zawołała Ludka, oglądając sobie obcasy u bucików z miną chłopaka.
— Ja z pewnością zasługuję, ucząc te nieznośne dzieci prawie cały dzień, kiedy sama chciałabym się bawić w domu, — odezwała się znowu żałosnym tonem Małgosia.
— Moja praca dwa razy uciążliwsza od twojej; jakby ci było, gdybyś siedziała godzinami zamknięta z nerwową, kapryśną, starą jejmością, która się tobą posługuje, ze wszystkiego jest niezadowolona i tak cię męczy, że wyskoczyłabyś chętnie oknem, albo dałabyś jej policzek.
— Przykro jest, jak nas kto drażni, ale zdaje mi się, że zmywanie talerzy i pilnowanie porządku jest najgorszą pracą na świecie. Dlatego jestem kwaśna i tak mi sztywnieją palce, że nie mogę grać, — rzekła Elżbietka spoglądając na szorstkie rączki z westchnieniem, które tym razem mogło być usłyszane przez wszystkich.