że aż był zawstydzony, i dziadek przyszedł mu w pomoc: — Dosyć już, dosyć moja pani; zaszkodzi mu tak duża ilość słodyczy. Wprawdzie nieźle gra, ale mam nadzieję, że się nie gorzej wywiąże z ważniejszych nauk. Odchodzisz? bardzo jestem obowiązany za pamięć i spodziewam się, że jeszcze przyjdziesz kiedy. Moje uszanowanie mamie; dobrej nocy, doktorze Ludwiku.
Serdecznie uścisnął ją za ręce, ale zdradzał jakieś niezadowolenie. Gdy wyszli do sieni, Ludka zapytała Artura:
— Czy nie powiedziałam co złego przypadkiem?
Ale on przecząco potrząsnął głową i rzekł:
— To ze mnie jest nierad, bo nie lubi słuchać mego grania.
— Dlaczego?
— Powiem innego dnia; teraz Jan cię odprowadzi do domu, kiedy ja nie mogę.
— To zbyteczne; nie jestem dorosłą panną i mam tylko parę kroków przed sobą. Pamiętaj o swojem zdrowiu!
— Dobrze; ale mam nadzieję, że przyjdziesz jeszcze.
— Jeżeli i ty nas odwiedzisz po wyzdrowieniu.
— Bardzo chętnie.
— Dobranoc Arturze.
— Dobranoc Ludko, dobranoc.
Gdy Ludka opowiadała w domu swoje przygody, wszystkie nabrały chęci wybrania się do wielkiej kamienicy po drugiej stronie płotu, bo tak matka jak siostry znajdowały tam dla siebie coś pociągającego. Pani March pragnęła pomówić o swym ojcu ze starym gentlemanem, który go jeszcze nie zapomniał; Małgosia chciała się przechadzać po cieplarni; Eliza wzdychała do wielkiego