Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/83

Ta strona została uwierzytelniona.
—   79   —


— Zapewne przez to rozumiał blanc-manger.
— Jakaś ty niedorzeczna, moje dziecko, ma się rozumieć, że ciebie miał na myśli.
— Doprawdy? — rzekła Ludka, otwierając wielkie oczy, jakgdyby jej to wcale nie przyszło do głowy.
— Jak żyję nie widziałam takiej dziewczyny! nie poznajesz się na komplemencie, — powiedziała Małgosia z miną dorosłej panny, obeznanej z takiemi rzeczami.
— Według mnie komplementy nie mają sensu, i będę ci wdzięczna jak przestaniesz psuć mi przyjemność takiemi bredniami. Artur jest miły chłopiec, lubię go, ale nie chciałabym mieć sentymentalnego upodobania w komplementach i tym podobnych głupstwach. Wszystkie będziemy dobre dla niego, bo on nie ma matki — i będzie nas mógł odwiedzać; prawda mamo?
— Tak, moja Ludko, bardzo będzie pożądany twój mały przyjaciel i spodziewam się, że Małgosia nie zapomni, iż dzieci powinny być dziećmi jak najdłużej.
— Ja siebie nie nazywam dzieckiem, ale też nie uważam się za dorosłą pannę, — odezwała się Amelka. — Cóż ty powiesz, Elizo?
— Ja myślałam o naszej „pielgrzymce“, odpowiedziała Eliza, która nie słyszała ani słowa. — Gdyśmy się wydobyły z „przepaści“ postanowieniem poprawy, wyszłyśmy na strome wzgórze mocą usiłowań, a ten dom pełen przepysznych rzeczy będzie może naszym „pięknym pałacem“.
— Musimy wprzód pokonać lwy, — rzekła Ludka, mająca na to widoczną ochotę.