Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/89

Ta strona została uwierzytelniona.
—   85   —


jemność i odwzajemnisz się ładnie za dobroć. Dziewczęta ci pomogą, a ja wszystko zapłacę, — rzekła pani March mając szczególną przyjemność w spełnianiu życzeń Elizy, która rzadko prosiła o coś dla siebie.
Po wielu ważnych naradach z Małgosią i Ludką, wzór został wybrany, materjały kupione i pantofle zaczęte. Bukiet z jasnych bratków na ciemniejszem purpurowem tle uznały za bardzo właściwy i piękny, a Eliza pracowała rano i wieczór, opuszczając tylko to co trudniejsze. Tak szybko obracała igłą, że je skończyła, zanim kogo znudziły; następnie napisała bilecik krótki i prosty, i pewnego ranka przy pomocy Artura znalazły się pantofle na biurku pana Laurence, zanim wstał z łóżka.
Gdy minęła pierwsza chwila gorączki, zaczęła oczekiwać co dalej nastąpi. Przeszedł cały dzień i część drugiego, a nie odebrała żadnej wiadomości i ogarnęła ją trwoga, że się obraził jej kapryśny przyjaciel. Nazajutrz po południu wyszła, żeby porobić sprawunki i wyprowadzić, według codziennego zwyczaju, chorą i biedną lalkę Joasię na świeże powietrze. Wracając, zobaczyła trzy — nie, cztery osoby, wyglądające z okien bawialnego pokoju. Skoro ją tylko spostrzegły, zaczęły robić znaki, radośnie wołając:
— Masz list od starego gentlemana; chodź prędko przeczytać!
— Ach Elizo! on ci przysłał! — odezwała się Amelka, gestykulując ze zbyteczną energją, ale nie rzekła nic więcej, bo Ludka przerwała, spychając ją z okna.
Eliza pośpieszyła zniecierpliwiona zwłoką; przy drzwiach siostry ją porwały i zaprowadziły do bawialnego pokoju w trjumfalnym pochodzie, wołając wszystkie razem: „patrz! patrz!“ Eliza spojrzała na wskazywane przez