Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.
—   87   —


do tego dziecka, jak starannie przechowuje wszystkie pamiątki. Pomyśl tylko! daje ci fortepian! A to dlatego, że masz duże niebieskie oczy i że lubisz muzykę, — rzekła Ludka, starając się uspokoić drżącą i wzruszoną Elizę.
— Spojrzyj na te zgrabne podstawki do lichtarzy, na tę zieloną materję ze złotą różą w środku, na śliczny pulpit i taboret; niczego nie brakuje, dodała Małgosia, i otworzywszy fortepian wskazała jego ozdoby.
— „Pokorny sługa, James Laurence“ — tylko pomyśl, że on do ciebie tak napisał! Opowiedziałam to zdarzenie moim dziewczętom i wydaje się im olbrzymiem! — rzekła Amelka bardzo przejęta listem.
— Wypróbuj go, kochanko; niechaj posłyszymy dźwięk tego pieścidełka, — odezwała się Anna, biorąca zawsze udział w domowych radościach i smutkach.
Eliza grała, a wszyscy zawyrokowali, że im się nie zdarzyło słyszeć tak znakomitego fortepianu. Widocznie został na nowo nastrojony i przyprowadzony do porządku. Ale mimo wszelkich zalet, zdaje mi się, że głównie go zdobiła pochylona nad nim Eliza, gdy ze szczęściem i lubością dotykała pięknych klawiszów czarnych i białych, i naciskała błyszczące pedały.
— Musisz mu podziękować, — rzekła Ludka żartobliwie, bo jej nie przyszło na myśl, żeby dziecię poszło istotnie.
— Pójdę, i to zaraz, nim się zalęknę tej myśli, — i ku największemu zdumieniu zebranej rodziny, przeszła śmiało przez ogród, przez płot, i stanęła u drzwi Laurence‘ów.
— Niech umrę, jeżeli widziałam coś dziwniejszego na świecie! Ten fortepian zawrócił jej głowę; nigdyby nie poszła, gdyby miała przytomność! — wykrzyknęła Anna,