Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/96

Ta strona została uwierzytelniona.
—   92   —


żartej walce; zrobił fajerwerk ze skonfiskowanych romansów; zniósł prywatną pocztę; zakazał wykrzywiania się, przydomków, karykatur — i zrobił to wszystko, co było w mocy pojedyńczego człowieka, utrzymywał bowiem kilkadziesiąt dziewcząt w karności. Bóg świadkiem! chłopcy dosyć wystawiają na próbę cierpliwość ludzką, ale dziewczęta jeszcze daleko więcej dręczą, zwłaszcza nerwowych mężczyzn. Pan Davis umiał dużo greczyny, łaciny, algebry i różnych ologji, więc był nazywany dobrym nauczycielem; a obejście, moralność, uczucia i przykład nie były uważane za rzeczy wielkie wagi. Była to najnieszczęśliwsza chwila do oskarżenia Amelki, i Jenny to wiedziała. Pan Davis widocznie napił się rano zbyt mocnej kawy; panował wschodni wiatr, wzmagający jego newralgję; uczenice nie okazywały mu dosyć uszanowania, i z tych wszystkich powodów, posługując się dosadnym choć nieeleganckim językiem pensjonarek, był zły jak czarownica, a mrukliwy jak niedźwiedź. Słowo „cytryny“ było przyłożeniem ognia do prochu; zapałała mu twarz i z taką siłą uderzył w stół, że Jenny poskoczyła na swe miejsce z niezwykłą szybkością.
— Panny, bądźcie łaskawe uważać!
Na ten surowy rozkaz ustał szmer, i pięćdziesiąt par niebieskich, czarnych, szarych i ciemnych oczu posłusznie wpatrzyło się w jego groźne oblicze.
— Panno March, proszę do mego stołu.
Amelka usłuchała go napozór spokojnie, lecz w głębi przejęta była trwogą, bo cytrynki ciążyły jej na sumieniu.
— Proszę przynieść cytryny, które są w stoliku.
To niespodziane polecenie powstrzymało ją na miejscu.