Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/98

Ta strona została uwierzytelniona.
—   94   —


zwalam przekraczać mych przepisów i nigdy nie łamię danego słowa. Panno March, wyciągnij rękę.
Amelka zadrżała i schowała obie ręce za siebie, zwracając ku niemu błagalne spojrzenie lepiej przemawiające, jak słowa, na które nie mogła się zdobyć. Była ona ulubienicą Davis‘a nazywanego „starym“, i mam przekonanie, że byłby złamał słowo, gdyby oburzenie krnąbnej panny nie objawiło się gwizdnięciem, które, chociaż było ciche, rozjątrzyło gniewliwego jegomościa i przypieczętowało wyrok na winowajczynię.
— Poddaj rękę, panno March! — oto jaką odpowiedź dostała na swą niemą prośbę. Zbyt dumna, żeby płakać lub uniewinniać się, zacisnęła zęby, wyzywająco odrzuciła wtył głowę, i bez jęku wycierpiała dotkliwe plagi w wątłą dłoń. Nie trwało to długo, i uderzenia były niezbyt bolesne, ale pierwszy raz w życiu uderzył ją ktoś, i tak się wstydziła, jakgdyby ją rzucił na ziemię.
— Teraz będziesz stała na estradzie do rekreacji, — rzekł pan Davis, chcąc działać stanowczo.
Straszny wyrok! dosyć już było przykro wrócić na miejsce i widzieć litościwe twarze przyjaciółek, a zadowolone nieprzyjaciółek, których wprawdzie miała niewiele; ale patrzeć na całą szkołę po tej świeżej hańbie zdawało się jej niepodobieństwem, i przez chwilę doznawała takiego wrażenia, jakgdyby mogła tylko paść na ziemię z sercem pękającem od płaczu. Gorzkie poczucie doznanej krzywdy i myśl o Jenny Snow dopomagały jej przenieść to z pozornym spokojem. Stojąc na hańbiącem miejscu, wlepiła oczy w komin od piecyka, nad którym zdawało jej się, że widzi morze twarzyczek, była tak nieruchoma i blada, że dziewczątom z trudnością przychodziło pracować wobec tej zrozpaczonej osóbki.