Aby zaś próżnym kłopotem
Nie trudzić się w nauk porze,
Z podobnym do nich przedmiotem
Każdy je porównać może.
Wszak znacie wy Nianię? Któż owéj staruszki
Nie pomni, któż nie wie, jak wielką jéj władza?
Ona to malutkich owija w pieluszki,
A starszych po Saskim ogrodzie prowadza.
Choć wiekiem zgarbiona, bo sporo ma latek,
(O dużo! z sześćdziesiąt, a może i więcéj),
Nigdy się w usługach nie leni dla dziatek,
Pojmując potrzeby natury dziecięcéj.
W swéj pieczy wciąż baczna, o wszystkiém pamięta
Poradzi, zabawi, usłuży, pomoże,
A mniejsi i więksi, chłopczyki, dziewczęta,
Widzą ją przy sobie w wszelakiéj dnia porze.
Od rana, gdy smacznie śpią jeszcze panienki,
Gdy malce wnurzają w puch miękki swe głowy,
Już czyści trzewiki, prasuje sukienki,
By każdy miał ubiór przy łóżku gotowy;
Za chwilę codzienny posiłek podaje,
Sadzając łaknące dziateczki za stołem:
A trzeba ją widziéć, jak zgrabnie chléb kraje,
Jak dzieli go w cząstki z uśmiechem wesołym.
Na wszystko uważna — ogania od muszek
I mléko rozlewa, i cukrem je słodzi,
I szepce łakomym chłopczykom do uszek:
„Dość jadła — ze zbytku choroba przychodzi!”