„To mój wózek.“ „Lecz nie o to
Idzie — wszakże proszę ciebie.”
„Nie masz wózka, chodź piechotą;
Jeźli mam co, to dla siebie.”
Odszedł chłopczyk z smutną miną,
Upokorzony odmową,
Lecz wkrótce ze swą drużyną
Wymyślił zabawę nową,
I tak igrając wesoło,
Zapomniał o swym zawodzie,
A Ignaś wciąż kręcąc koło,
Jeździł sobie po ogrodzie.
Minął Lipiec, Sierpień, Wrzesień,
I Październik i Listopad,
Przeminęła wkrótce jesień,
Z drzew liść zżółkły wszędzie opadł,
Przyszły śnieżne zimy szrony,
Wisła pokryła się lodem,
Każdy od zimna skulony
Tęsknił za Saskim ogrodem;
Wtedy to Janusia Tato,
Kontent z pilności chłopczyka,
Kupił mu w nagrodę za to
Małe sanki i konika.
Dzyń, dzyń, dzyń, dzyń, dzwonki dzwonią,
Suną saneczki po śniegu,
A Janek własną swą dłonią
Kieruje konika w biegu;
Spotkał Ignaś go z drużyną,
Jak ślizgał się saneczkami,
I rzekł ze słodziutką miną:
„Jabym także jechał z wami!”
Strona:PL L Niemojowski Trójlistek.djvu/105
Ta strona została skorygowana.