Strona:PL L Niemojowski Trójlistek.djvu/135

Ta strona została skorygowana.

„Cóż szepczesz?” spyta Mama, „to jest rzecz bezbożna,
Najświętszéj téj modlitwy powiększać nie można:
W niéj się wszystko zawiera.” „Bo ja Boga proszę,
Aby mi miasto chleba dał ciastek potrosze,
Mnie chléb sprzykrzył się, Mamo — ja go codzień jadam,
A zaś za ciasteczkami słodkiemi przepadam.”
„Żądanie twoje, synu, bardzo niedorzeczne:
Bóg daje zwykle ludziom to co im konieczne,
Prosić go by potrzeby zamienił na zbytek,
Kęs chleba na łakocie, na rozkosz użytek,
Jest grzechem. Kiedy tyle jest ludzi na świecie,
Którzy z plonów téj ziemi muszą wyżyć przecie,
To gdyby spełnił jednych wybredne życzenia,
Inni mrzeć by musieli z braku pożywienia.


XLI.
Skarga.

„Mamo, wiesz co zrobił Janek:
Zamiast uczyć się bajeczki,
Wybiegł na taras przed ganek
I tam stawia z kart domeczki.
A zaś Zosia, proszę Mamy,
Zamiast siąść przy fortepianie
I zadane zagrać gammy,
Wzięła z sobą Felcię, Manię,
I tak we trzy na początek
Nuż się gonić, łapać, chować...
Trzeba ich postawić w kątek,
Bo jeśli zechcą próżnować,